Nikt o zdrowych zmysłach nie zgodziłby się na stosowanie XIX-wiecznych metod w rolnictwie czy przemyśle. Ale szkoła jest odporna na upływ czasu. Dalej dominuje przekonanie, że tradycyjne nauczanie jest najlepsze, a tabliczka mnożenia to podstawa matematyki. Bo ucznia, który nie zna tabliczki mnożenia ani dzielenia pisemnego, mogą oszukać w sklepie. Dzisiaj nie ma takich możliwości, ale kasjer może się pomylić, np. wpisać pewną pozycję dwa razy. Zwykle uczeń dba o swój telefon komórkowy, gdzie ma kalkulator, dużo bardziej niż o szkolne podręczniki, i poza szkołą nie rozstaje się z nim praktycznie ani na chwilę.
Uczeń z technologii korzysta na co dzień, niektórzy już bez niej nie bardzo potrafią się obejść. Nigdy w życiu nie spotkałem dorosłego człowieka, któremu w życiu przydałoby się pisemne mnożenie czy dzielenie, a...
Tabliczki działań. Wariactwo algorytmów, czyli po co nam dzielenie pisemne
Prawie 30 lat temu Dawid Fielker opublikował w piśmie „Nauczyciele i Matematyka” artykuł „Wariactwo pisemnego dzielenia”, pokazując bezsens wprowadzania tych algorytmów w szkole podstawowej. Zwraca uwagę na to, że dużo ważniejsze jest, byśmy wiedzieli i rozumieli, co mamy zrobić, a nie jak to wykonać w nadziei, że rozumienie przyjdzie samo. Jak widać, od tego czasu niewiele się nauczyliśmy: nie wprowadzamy powszechnie do szkoły podstawowej kalkulatorów.